środa, 7 lipca 2010

Date

Kolejne słowa. Kolejne wersy i akapity. Zastanawiam się na ile wystarczy mi paliwa by zapełnić pustkę, w której łowię dryfujące zdania.


Świst pary wydobywającej się z gwizdka oznajmiał, że woda na kawę była już gotowa. Mężczyzna odłożył gazetę i zalał dwa kubki gorącą wodą. Po chwili w kuchni unosił się intensywny aromat kawy.


- Kochanie, chcesz z mlekiem czy bez? - zawołał ojciec zwracając głowę w stronę salonu.

Szczupła nastolatka o brunatnych włosach sięgających ramion weszła do kuchni rzucając pod drzwi niebieski plecak pokryty masą naszywek popularnych wśród dzisiejszej młodzieży zespołów.

- Może być z mlekiem tato. Dziś i tak nie zdążę zjeść śniadania. Spóźnię się na autobus.

- Mogłaś spać dłużej. Napisałbym ci zwolnienie z pierwszych lekcji - mężczyzna stwierdził podając córce parujący kubek kawy, do którego po chwili wlał schłodzone mleko. - Nie wyglądasz na zbyt wypoczętą.

- Dzięki tato. Ale to już ostatni dzwonek, a ja chciałabym mieć przynajmniej przeciętne oceny na świadectwie. Poza tym – upiła łyk kawy. – Wyśpię się po śmierci.

- Przestań Barbaro opowiadać takie rzeczy. Wiesz, że tego nie lubię.

Ojciec podał nastolatce zapakowane w próżniowy pojemnik drugie śniadanie i usiadł naprzeciw niej chwytając gazetę. Otworzył na drugiej stronie i udawał, że czyta. Obserwował swoją córkę jak powoli, łyk za łykiem, opróżnia pobudzający napój. Wciąż miał przed oczyma jej roztrzęsione ciało oraz cały czas w uszach pobrzmiewał krzyk, który wybudził go ze snu. Z jej piwnych oczu bił tak silny blask. Zupełnie jak z oczu jej matki. Westchnął zmieniając stronę.

- Na pewno nie chcesz nic zjeść przed wyjściem? Nie będzie cię cały dzień.

- Na pewno tato - podeszła do ojca i pocałowała go w czoło. – Do zobaczenia wieczorem staruszku.

Podeszła pod drzwi, zarzuciła plecak na ramię i w momencie gdy jej dłoń chwyciła za klamkę spostrzegła smugę krwi ciągnącą się od kciuka po nadgarstek.

- Dopiero wieczorem? - zapytał zdziwiony ojciec.

Zdezorientowana córka odwróciła od klamki głowę.

- Co?

- Pytałem czemu wrócisz tak późno.

- Nie wspominałam ci? Dziś wieczorem jestem umówiona na randkę z Łukaszem, ale wcześniej idę do centrum handlowego z dziewczynami. Nie martw się. Obiad zjemy na mieście.

Przekręciła klamkę bojąc się spojrzeć na swoją dłoń. Poranny wiatr orzeźwił jej twarz. Zamknęła za sobą drzwi nie dając ojcu szans na kontynuowanie rozmowy. Ruszyła w stronę przystanku autobusowego. Ojciec odprowadził córkę wzrokiem aż do ulicy i powrócił do lektury. Chłodna kawa nie smakowała już tak dobrze. Nie potrafił się skupić na drukowanych słowach. Litery zlewały się w jedną, ciemną masę.

- Panie Krzysztofie – powiedział sam do siebie. - Córka pana zostawiła, więc pora wziąć się do roboty.

Odłożył gazetę i wsadził kubek z resztką kawy do zlewu. Kiedy zamierzał udać się do swojego gabinetu jego wzrok przykuł nagłówek artykułu.
„Znaleziono niezidentyfikowane zwłoki. Policja wszczyna śledztwo”. Chwycił poranny dziennik i zaabsorbowany artykułem wyszedł z kuchni.




Cicha muzyka dobiegająca z nowiutkiego iPhone'a tylko pogłębiała jej zadumę. Barbara starała się powtarzać w myślach słowa lecącej w słuchawkach muzyki by choć na chwilę pozbyć się wspomnień po nocnym koszmarze. Tak realnym i sugestywnym, że nieomal czuła wyrzuty sumienia za swój występek. Jeszcze nigdy nikogo nie zabiła. Nawet w głupich grach komputerowych. Przez myśl by jej to nie przeszło by kogokolwiek skrzywdzić, mimo że nie raz ona sama była krzywdzona. Również przez tych najbliższych. Dłoń machająca jej tuż przed nosem wyrwała Barbarę z zadumy.

- Jezu, ale masz wory pod oczami. Coś ty w nocy robiła?

Na miejscu obok usiadła niebieskooka blondynka, której znakiem rozpoznawczym były długie, sięgające do pasa warkocze.

- Julia daj mi spokój. Nie spałam przez pół nocy.

- Zakuwałaś?

- Raczej płakałam. Śnił mi się koszmar. I nie, uprzedzając twoje pytanie. To nie miało nic wspólnego z Łukaszem ani ze szkołą.

- Wiesz, co? - oburzyła się Julia. – Siedemnastolatka raczej nie powinna mieć koszmarków po wieczorynce. Co ci się śniło?

Julia przekręciła się w siedzeniu oczekując na długie sprawozdanie. Za oknem pojawiły się rdzawobrunatne szkolne mury.

- Nie chcę o tym rozmawiać. Nie teraz.

Autobus zatrzymał się na przystanku i dziewczyny ruszyły do wyjścia przeciskając się przez tłum licealistów. Nastolatki mijały znajomych witając się skinieniem głowy, podniesieniem ręki czy krótkim „cześć”. Dla siedemnastolatek rozpoczynał się zwyczajny dzień. Przed wejściem do budynku Barbara spojrzała na błękitne niebo. Zapowiadał się udany dzień po nieprzespanej nocy, którego zwieńczeniem było spotkanie z Łukaszem. Wewnątrz budynku było dość chłodno. Od wiekowych ścian bił chłód. Koleżanki ruszyły po schodach na piętro. Donośny dźwięk dzwonka oznajmiał start kilkugodzinnego, szkolnego maratonu. Dziewczyny zaczynały go od biologii.




Łukasz bawił się telefonem komórkowym odliczając minuty dzielące go od spotkania z Barbarą. Zastanawiał się czy brak jakichkolwiek wiadomości od jego dziewczyny było zapowiedzią gorszego dnia dla ich związku. Spotykali się już od sześciu miesięcy lecz do tej pory jeszcze nie mieli poważniejszej sprzeczki. Zbliżał się koniec roku szkolnego i dni robiły się coraz dłuższe. Jednak dziś mimo pięknej pogody temperatura nie była zbyt przyjazna. Park, w którym mieli się spotkać tętnił życiem. Nieopodal znajdowało się boisko do piłki nożnej, skąd dobiegały odgłosy meczu. Naprzeciwko ławki, na której siedział zasadzono róże, tworząc tym samym olbrzymi okrąg mieniący się odcieniami różu, bieli oraz beżu. Ze środka niczym strażnik wyrastał młody świerk. Alejką ciągnąca się wzdłuż parku szła młoda para trzymając się za ręce. Dziewczyna przytuliła się do mężczyzny całując go w policzek. Łukasz nerwowo zerknął na telefon jakby starając się wywołać esemesa lub sygnał od Barbary. W głębi serca rodził się niepokój. Obawa przed ponurym zakończeniem jakże pięknego dnia. Przekleństwa przegrywającego zespołu zaczęły irytować młodzieńca, zapach róż zamiast umilać oczekiwanie powoli doprowadzał do szału. Podniósł się z ławki. Już miał ruszyć w stronę centrum miasta kiedy zauważył idącą w jego kierunku brunetkę mającą na sobie zieloną bluzkę dość luźno leżącą by uwydatnić biust, który tak bardzo uwielbiał. Ruszył w jej kierunku obdarowując ją nieśmiałym uśmiechem w oczekiwaniu na jej reakcję.

- Przepraszam Łukaszku - odsłoniła białe i równe zęby posyłając mu uśmiech. - Zupełnie straciłam poczucie czasu. Byłam na obiedzie w centrum handlowym z Julią i Kaśką.

Podeszła pod Łukasza, stanęła na palcach i delikatnie rozchylając wargi złożyła pocałunek na jego ustach. On objął ją w talii i odwzajemnił pocałunek. Następnie stali chwilę obejmując się, nie zwracając uwagi na mijających ich ludzi. Wreszcie chłopak chwycił jej plecak, zarzucił sobie na ramię i chwytając ją za rękę rozpoczął spacer. Pochłonięci sobą oraz historiami, które wzajemnie sobie opowiadali dotarli do kameralnej knajpki. Jeszcze nie wypełnioną po brzegi i na tyle pustą by zachować intymny nastrój randki. Usiedli w narożnym stoliku otoczeni blaskiem świec porozstawianych na sąsiadujących miejscach. Łukasz głaszcząc dłonie Barbary szeptał jej czułe słowa do ucha. Muskał gładki policzek dziewczyny chłonąc cudowny zapach jej perfum. Otaczający ich świat zdawał się nie istnieć. Jednak nawet największe uczucie musi przejść swoją próbę. Nastolatka gładząc swojego chłopaka po głowie upiła łyk soku.

- Zaczynam wariować – powiedziała z obawą. – Ostatnie kilka dni oraz wydarzenia, których byłam świadkiem bardzo mnie zmieniły.

Mocno chwyciła dłoń Łukasza. Zmieszany chłopak spojrzał głęboko w jej oczy. Miał świadomość, że ta cisza przed ich spotkaniem nie pozostanie bez echa. Przybliżył się do niej i przytulił do siebie. Dziewczyna złożyła głowę na jego ramieniu. Nadal delikatnie gładziła jasne włosy licealisty.

- Parę dni temu w szkole doszło do niezbyt miłego incydentu. Ale obiecaj, że to co teraz powiem pozostanie między nami – odchyliła głowę by spojrzeć Łukaszowi w oczy.

- Obiecuję – powiedział czule odgarniając z jej czoła grzywkę i składając w to miejsce pocałunek.

- Przez ostatnie dni obawiałam się spojrzeć Emilii w oczy po tym co zobaczyłam gdy wróciłam do szatni po wuefie kiedy uświadomiłam sobie, że zostawiłam w niej zegarek podarowany przez babcię. Zastałam ją bez podkoszulka. Nie miała też na sobie stanika. Nie było by w tym nic zdrożnego gdyby nie to, że w szatni oprócz Emilii był również nasz nauczyciel wuefu. Idąc nie słyszałam żadnej rozmowy. Nawet nie chcę myśleć co on mógł jej tam robić. Jak tylko weszłam do środka Emilia ubrała podkoszulek. Och Łukasz, gdybyś widział minę nauczyciela. Natychmiast wybiegłam, a Emilka wyleciała za mną. Zatrzymała mnie na korytarzu i błagała bym nikomu o tym nie mówiła. Wspominała coś o egzaminie na studia, matce i wstydzie na całą szkołę. Przytaknęłam głową. Zgodziłam się nikomu o tym nie mówić widząc strach jaki malował się na jej zapłakanej twarzy. Od tamtej pory unikałam jej jak ognia. Nie wspominając o zajęciach wychowania fizycznego.

Spojrzała na Łukasza i na wspomnienie sceny z zeszłego tygodnia pociekły jej łzy.

- Przepraszam.

- Za co? Trzeba to zgłosić. Baśka? – jego podniesiony głos pozwolił mu ukryć ulgę, którą odczuł kiedy okazało się, że zwierzenie nie dotyczy bezpośrednio ich związku. - Nie możesz tak tego zostawić. Zobacz co się z tobą dzieje? Jesteś cała roztrzęsiona. Musimy to zgłosić dyrektorowi. Przecież to mogło spotkać ciebie albo inne dziewczyny!

Na samą tą myśl zrobiło się mu niedobrze. Wstał od stolika. Rozejrzał się po sali. Miał ochotę napić się czegoś mocniejszego niż sok z pomarańczy.

- Łukaszku, proszę! Nie mogę tego zgłosić. Po prostu nie mogę. Gdybyś widział jej błagalne spojrzenie. Nie mogłam tego zrobić. A może ona chciała by ją oglądał? Może oni...

Jej głos się załamał. Chłopak ukląkł przy niej, objął ją w pasie i mocno do siebie przytulił. Pierwszy raz czuł, że musi zrobić coś co wykracza za poza młodzieńcze obowiązki. Pomógł jej wstać. Poczekał, aż poprawiła fryzurę i wytarła oczy. Pieniądze za soki zostawili na stoliku dorzucając do tego napiwek, a następnie wyszli.

- Nie płacz skarbie. Wybacz moje oburzenie. Ale zrozum on wciąż was uczy. Tak nie można. Ten wuefista to Wiktor Tarczyński, tak?

Barbara lekko poruszyła głową opartą o jego ramię na znak potwierdzenia. Z całych sił walczyła ze łzami napływającymi do oczu. Granatowe, bezchmurne niebo było już pokryte siatką gwiazd. Zupełnie jak w jej śnie kiedy opuściła stary, kościelny budynek. Jeszcze nikogo nigdy nie zabiła. Nawet w głupich grach komputerowych. Wciąż miała przed oczami twarz wuefisty kiedy nakryła go ze swoją szkolną koleżanką. Zupełnie jak w jej śnie kiedy uderzała nią o pokrytą kurzem podłogę. Nie zabiła. Nigdy. A morderstwo z zimną krwią na nauczycielu nie było tym czego mogła się spodziewać w nawet najgorszych koszmarach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz